wtorek, 9 czerwca 2015

Dzień jak co dzień.

Już mija jeden z ostatnich i "podobno" strasznie pracowitych oddziałów. 
Cóż... dementuje plotki. Robię swoje. Wypisy, recepty, blok i przyjęcia. Owszem jest nas trójka, może przez to idzie nam sprawnie. Jednak gdyby była nas dwójka, też by poszło. 
Plotki na temat "zesrania" się od pracy- czysta głupota. Nie takich straszny diabeł, jak go malują... Uważam, za mocno, ale to mocno przesadzone. Owszem nurtujące i drażniące jest często brak organizacji i spychologia. Jednak jakoś idzie. Czy polubili mnie? Chyba tak sobie. Jednak nie odnoszę wrażenie, żeby też nie lubili.  
Męczy mnie tam jedna osoba, która z jednej strony pomaga, mówi co jest źle w wypisie i każde poprawiać. Jednak przy tym strasznie krzyczy na nas, unosi się, powtarza, że ma depresje i nie chce jej się nic, a już na pewno pracować. I inne nieraz epitety lecące, często bezsensowne. Jak np. o godzinie 11 chce, żeby wypisy i przyjęcia już dawno były zrobione. A tu ani miejsca nie ma gdzie zrobić przyjęcie, ani też sami pacjenci jeszcze nie są przyjęci przez pielęgniarkę na oddział. I krzyk niepotrzebny. A my i tak potem do 13, a nawet nie, mamy zrobione przyjęcia. Ale i ta sama osobowa, jako jedyna wypuszcza nas wcześniej, jeśli wszystko zrobimy. Ogólnie jak dla mnie ten lekarz, ma dwubiegunówkę- raz furia i mania , a raz depresja.
Owszem jestem zmęczona, ale już wolę taką formę pracy,a niżeli chodzenie i pałętanie się bez celu, jako piąte koło u wozu.
Najgorsze to, że za tydzień idę na poszukiwania pracy. Nie wiem gdzie , ani na co.... No, może ogólne mam wyobrażenie. Ale tak straszliwie obawiam się tych rozmów...Tego, że nikt mnie nie będzie chcieć na rezydenturę, że już pozajmowane miejsca , że atmosfera będzie tragiczna. A przede wszystkim tego, że moja wiedza nie jest najlepsza, że ciągle uważam, że nie mam aż takich kompetencji, że ciągle coś....

Tak strasznie obawiam się .... 

1 komentarz: