środa, 29 kwietnia 2015

Ile kosztuje lekarz?


Ile kosztuje lekarz?
Oto cena:

Patrz rysunek i podliczyć można :)



+ 12 lat nauki od liceum i studia i praktyk (świątek piątek czy wakacje) + staż i dalsza nauka do specjalizacji, a po też przecież na bieżąco trzeba być:)
+ nie dodam ceny, bo i tak nie zliczę , za wszystkie kserówki, notatki, giełdy i zakupione książki. Na 5 roku co najmniej miałam biblioteczkę za kilka tysięcy. Ale ciii,  bo jeszcze złodziej mnie okradnie...
+ wiele ominiętych imprez, zabaw, randek etc etc.
+stresy ciągłe- jak nie kolokwia, to egzaminy, to staż, to LEK, to praca...
+niepewna praca.

Fajnie nie??
Czy więc warto???


Dziś nie wiem. Okaże się.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Z moim wykształceniem...

"Z moim wykształceniem, nie ma pracy dla ludzi w tym kraju"- wielokrotnie powtarzane stwierdzenie Ferdynanda Kiepskiego. I choć ironiczne, prawda często bywa brutalna. Tyle tylko, że  w obecnym czasie, z wykształceniem, faktycznie pracy nie ma. A posiadają ją Ci co mają albo własną działalność, albo wiele kursów zawodowych.
Bo w zawodzie moim, jako Młody Lekarz, nie ma  pracy. I nie żartuje. Możecie nie wierzyć, ale tak jest.
Czasem praca się znajdzie- ale jakże dumnie jest pracować przez wiele lat za darmo w systemie dumno brzmiącym słówku "wolontariacie". Bo przecież "Służba" Zdrowia, to służba- jak mawiają wielcy i ustatkowani "Panowie". Przecież po to, żeby za darmo jak przykładna klasa robotnicza, uczyłeś się po nocach i rezygnowałeś z przyjemności przez 7 czy 12 lat. Ku chwale Ojczyzny i za darmo. Bo przecież po tych 5-6 latach, kiedy to rodzice w wieku trzydziestu kilku czy współmałżonek (jeśli takowego dorobisz się w czasie- bo wiadomo z czasem różnie jest), będzie was utrzymywać. To po tych 5-6 latach i zdaniu egzaminu specjalizacyjnego (oczywiście składającego się z kilku części ) może , ale to MOŻE zaczniesz zarabiać godziwe pieniążki. Oczywiście wtedy, gdy faktycznie z 7 dni w tygodniu nie będzie Cię w domu przez 6.
Póki co, moim zmartwieniem na dzień dzisiejszy jest - dostanie się na rezydenturę, a wcześniej pójście na rozmowy kwalifikacyjne ( a raczej umawianie się na nie, upraszanie się o możliwość odbywania w szpitalu, który możliwe, że będzie mieć możliwość otwarcia tam specjalizacji) i zdobyciu tych w kilku miejscach możliwej pracy.... W kilku, bo czasem może okazać się, że jednak znalazł ktoś się inny na twe miejsce.
Co więcej sama nie wiem, jak rozpocząć taką rozmowę lub na nią umówić się z Ordynatorem. Na co - moje odwieczne pytanie i jak???
Nurtuje się i zamartwiam, bo czas leci, a to trzeba jakoś załatwić w czerwcu/lipcu najpóźniej.
Ofert nigdzie nie ma i nie będzie. Znajomości żądnych. Nikt nie chce mnie nigdzie pokierowac. Nigdzie ze staży nie chcą. Tam gdzie miałam nawet jakiś cień pytania o pracę- gdybyście tylko widzieli ich miny! Gdyby dało się zabijać ze wzroku, byłabym już spalona żywcem na stosie w wielkich męczarniach. Nie ma pracy.
Kurwa, wjebałam się w niezłe gówno.
Bo miałam ambicje, bo miałam chęci, bo miałam powołanie. MIAŁAM- tak dobrze czytanie, że jest to czas przeszły. Niestety. Gdybym cofnęła się w czasie - to nie wiem czy bym jeszcze raz, wiedząc jak to będzie podjęła się wyzwania. Nie wiem co bym robiła, ale na pewno nie poszła w taką pracę.
W pracę, gdzie jesteś gnojony. Niszczony. Gdzie nikt nie szanuje Cię- od przełożonego, po kolegów, jak i inny personel czy pacjentów.
Jesteś jak Titanic, podczas pierwszego rejsu.
Toniesz, bez względu na wszystko.

I chyba przez to głównie mam takie nastroje jakie mam. Przez to  sypie się mój organizm, nerwy , jak i życie prywatne.

Bo chyba nie jest to praca marzeń- skoro rano wstając myślę: "oby szybko zleciał dzień w pracy", idąc serce mi kołacze, zerkam nerwowo na zegarek myśląc "jeszcze godzinka". Wracając cieszę się, że koniec. A kładąc się spać "jutro kolejny dzień, qwa".

Nie jest lepiej, jest gorzej.

Czy może Św. Józef znajdzie mi pracę? Hmm, myślę, że i nawet sam Najwyższy w naszym kraju rozkłada ręce.....


Jestem Lekarzem, a nikt nie chce mi dac leczyc....


czwartek, 9 kwietnia 2015

Staż podyplomowy.

Staż.
Dla wielu okres najlepszy po studiach. Dla wielu - kasa co miesiąc, mało pracy. Dla innych czas zabawy, za pieniądze. Dla większości czas bezstresowy, beztroski. Dla mnie - czas wyzwań i zmian.
Przeniesienie w nowe miasto i życie tutaj. Czas nauki. Czas przygotowań- do egzaminu, do pracy na Oddziale. Czas zdawania sobie sprawy, jak wiele nie umiem. Czas pokory. Czas stresów. Czas myślenia a tym, co będzie jesienią. Albo czego  nie będzie. Pracy.
Ciągle boję się, że nie podołam, że jestem matoł.
A czas leci. To już 7 miesięcy tu. A ja ? Dalej w tym samym. Wcale nie uważam, bym była mądrzejsza.
Staż.
Tutaj nikt nie chce Cię uczyć. Nawet na studiach bardziej wysilali się, by coś pokazać , powiedzieć. Pytasz się- słyszysz albo szyderczy uśmiech, wzgardę albo migające odpowiedzi, czy "poczytaj sobie". Ciągłe chodzenie za kimś, jak piątek koło u wozy i próba nauki.... Jest to upadlające, jest to męczące. Co by się nie zrobiło- to źle.
"Bądź sobie stażystą, gdzie indziej" - widać to  w oczach większości. "Nie chcemy Cię tu, jeszcze weźmiesz moją pracę , albo tutaj zatrudnisz się"- słychać czasem w myślach osób.
Więc ja chce, nawet chce zostawać dłużej, czy też przychodzić dodatkowe- jednak ciągle słyszę "nie".

Co mnie czeka za niedługo?
Na jesień- muszę złożyć miliony dokumentów. Tysiące podpisów od różnych osób mieć. Złożyć podania o rezydenturę - 1 w tylko jednym województwie i tylko na 1 konkretną specjalizację. Mogę to zrobić w trybie rezydenckim i w trybie poza rezydenckim oraz innym.
Liczbę miejsc rozdziela na jesień Minister Zdrowia i dalej do wiadomości publicznej. Np. liczba łączna w śląskim województwie może wynosic około 200 i w tym wyszczególnione są konkretne np. chirurgia 6, interna 15, pediatria 10, okulistyka 1, dermatologia np. i 0. Tylko tyle może dostac pracę.
Łącznie każdy składa 2 podania - tryb rezydencki i poza rezydencki. Tryb poza rezydencki- to po prostu etat. Inne opcje pracy to: wolontariat (za free przez 5-6 lat), jak i z doktoratu (jeśli ktoś pozwoli Ci, tutaj masz śmieszne stypendia). W trybie  poza rezydenckim- nie przyjmują, a jeśli przyjmą, to niekoniecznie gwarantują ci pracę na okres 5-6 lat, by zakończyć specjalizację. Bywało, że młodych zatrudnionych dyrekcja po roku czy dwóch zwalniała, i będąc wspaniałomyślną- umożliwiała przejście na "wolontariat".
I jeszcze jest możliwośc obecnie "kontraktów" , czyli lekarskich śmieciówek. Tutaj samemu ubezpieczasz się i wszystkie składki samemu odprowadzasz. Ale i sam masz większą odpowiedzialność prawno-cywilną.
Więc jedynym wyjściem i najsłuszniejszym jest - rezydentura, którą przynajmniej na te 5 lat umożliwia Ci państwa i daje stałą (choc niską) ale stałą pensję i masz gwarancję na te 5-6 lat pracy.
Żeby dostac się musisz dobrze zdac Lekarski Egzamin Końcowy. Następnie kwalifikacje. Ale to nie koniec. Mimo dostania się na rezydenturę, brakuje Ci szpitala, który na takową przyjmie cię. Placówki starają się o akredytację. Czyli miejsca szkoleniowe. Liczba oczywiście ograniczona, albo często przesadzona. Bywa, że dany szpital ma np. 6 miejsc do pracy w specjalizacji chirurgii. Jednak nie przyjmie aż tylu rezydentów. Przyjmie może jednego, rzadko bierze dwóch. Bo po co im tyle niedoświadczonego personelu?? Co z nimi zrobi?? Nie opłaca to się. Najczęściej przez 5 lat kształci jednego i , gdy jego kadencja kończy się, bierze kogoś innego. Więc co zrobić, by dostać się do pracy? Po prostu, podobno biegniesz i przy odrobinie szczęścia, Dyrekcja i Ordynator wydaje Ci zgodę na możliwość pracy u nich. Jedyni mówią, że od wakacji chodzą i szukają zgody. Robią to po kilku miejscach, i blokują, kolejne osoby. Bo przyszły np. w lipcu czy czerwcu,a  ty w sierpniu.
Tak więc. jak widzicie od otrzymania pracy po stażu podyplomowym potrzeba - zdać LEK na ponad 75% , otrzymać zgodę od Dyrektora i od Ordynatora w placówce akredytacyjnej na odbywanie rezydentury, zakwalifikować się do rezydentury (zależy liczba miejsc od MZ), oczywiście ukończyc staż podyplomowy, otrzymac zgody i Prawo Wykonywania zawodu i jak już to uda się- idziesz do pracy , jako lekarz. I tu już dalej zależy od przełożonych i starszych kolegów- albo Cię będą nienawidzić i traktowac jak debila, albo będą wporządku. Najczęściej jest takowy podział. Potem dostajesz program specjalizacyjny i musisz , w każdym roku wyrobic się z kursami, stażami zewnętrznymi i wykładami. Oczywiście, nie wszytsko tak pięknie wyglac - miejsc wszędzie brakuje. Ale o tym w kolejnym poście.

Mam nadzieję, że przybliżyłam wam, jak moje życie po studiach wygląda. Studia, owszem masę stresów było, ale było życie było zoorganizowane- od  zajęc po kolowkium czy egzaminy. Po studiach - nie wiesz nic, za wszytsko odpowiadasz, i modlisz się o pracę. Mam tak naprawdę jeszcze większe stresy.