niedziela, 28 czerwca 2015

W poszukiwaniu pracy. Dzień.... A czy to ważne?

W poszukiwaniu pracy. Poniedziałek-do dziś. Niedziela.

W poniedziałek otrzymałam zgodę, tak jak napisałam. Teraz tylko musiałam poczekać do czwartku, na zgodę od dyrekcji. Nareszcie mogę odetchnąć. Prawie, oczywiście.
Bo we wtorek o 6 pobudka, gdyż musiałam zawieźć i przywieźć "Teściową" do lekarza.  
Cały dzień, stał się taki nijaki. Bardzo niewyspana byłam. I do tego ta pogoda....
Nie wiem co robiłam nawet cały dzień, ale jakoś tak mi nijako było.
I tak minął wtorek.
W środę mogłam wyspać się. Oczywiście w nocy nie mogłam zasnąć, a z rana obudzili mnie- współlokator ze swoją dziewczyną... Postanowiłam pouczyć się. Nawet jakoś poszło. Nie powiem. Poczytałam, a ile  z tego zapamiętam to okaże się.
W czwartek byłam zaoferowana tą zgodą i załatwianiem kilku spraw formalnych w szpitalu u siebie, tak, by wszystko zgadzało się. Udało się. Zgoda jest, i udało też spokojnie pozałatwiać wszystko.:)
Ulga na duszy i żołądku. Po 11 dniach załatwiania i umartwień. Jest!
Mogę spokojnie, bez trosk mieć te 2 dni spokoju. Bo jednak w głowie gdzieś kłębią się nowe zmartwienia, a jej efektem bezsenność i rozstrój żołądkowo-jelitowy. A chodzi tu o kolejny oddział w szpitalu i naukę.
Zbliżają się wakacje. Lipiec i sierpień. Okres wielu imprez i wesel przede wszystkim. I głównie o to chodzi. W weekendy nici z nauki. A w tygodniu- praca i zmęczenie. Mam sporo obaw, że nie poprawię wyniku, że nie wyrobię się. Oczywiście przecież, to 2 miesiące. Jednak sami wiecie, na tyle materiału....Na początku wydaje się, że da się radę, bo przecież to już 3 podejście. Jednak za każdym razem od nowa, napotyka się te same trudności i chody- zapominanie oraz lenistwo. Mobilizacji już mniej, niż w zimie. Pogoda nie będzie pomagać w tym, a i znajomi tym bardziej.
Cóż, muszę próbować walczyć ostro w tygodniu, a w weekendy np. odpoczywać.
W ostatnim czasie, znów doskwiera mi migrena i ból oczu. Boję się, że znowu wzrok pogarsza się....
A co jeśli to naprawdę poważna sprawa ???
Miło spędziliśmy z M. czas. Chodź jego troski , też mi spokoju nie dają. Omal go z pracy nie wyrzucono, nie zdał egzaminu, a o braku finansów już nie wspomnę. Mimo, że fajnie było w weekend, to jednak jego smutek i depresja, bardzo mnie zmartwiły. Ciężko oglądać taki widok, u ukochanej osoby...
Humor próbowaliśmy sobie poprawić oglądając Minionki :)
I tak reasumując: minęły 2 tygodnie. Można powiedzieć, że to jak czas urlopu, ogrom czasu. Jednak ja dla mnie czas pełnego niepokoju i  troski. Wcale nie jestem wypoczęta, ani odprężona. Nie odpoczęłam przez ten czas.
Niestety, to co w rozumku siedzi, leży nam na sercu. Trapi i umysł i serce.
Jutro idę już normalnie do pracy. Jeden z przedostatnich bloków, który będzie 10 tygodni trwać. Słyszałam, bardzo nieprzychylne i niechlubne wręcz recenzje o nim. A na nim zależy mi najbardziej, bo później będzie związany z  moją specjalizacją. Nic tam mnie nie nauczą, a będę przede wszystkim "ofiarą" tam. Szef, który znęca się psychicznie i w sposób grubiański obraża przy pacjentach czy innych lekarzach, gdzie pyta i wyśmiewa... to będzie istna dla mnie katastrofa. Bo ja będę to bardzo przeżywać... Każdy , kto już miał mówił, mi, że na pewno nie powinnam przejmować się. Łatwo powiedzieć.
Szkoda, że tyle stresów podczas tego stażu mam, bo tak to byłby naprawdę piękny czas.Tak jak to mają moi znajomi w Łodzi....
Tęskno i smutno. A pogoda .... szkoda słów.
Trzymajcie kciuki za jutrzejszy dzień w pracy. Pewnie i tak zrobię z siebie idiotkę. Ale i może nie będzie aż tak źle???
Żebym miała wywalone, jak niektórzy...

Cóż, pozostawiam w modlitwie dziś swoje troski. Jedyna nadzieja. A warto choć ja mieć.
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz