wtorek, 21 kwietnia 2015

Z moim wykształceniem...

"Z moim wykształceniem, nie ma pracy dla ludzi w tym kraju"- wielokrotnie powtarzane stwierdzenie Ferdynanda Kiepskiego. I choć ironiczne, prawda często bywa brutalna. Tyle tylko, że  w obecnym czasie, z wykształceniem, faktycznie pracy nie ma. A posiadają ją Ci co mają albo własną działalność, albo wiele kursów zawodowych.
Bo w zawodzie moim, jako Młody Lekarz, nie ma  pracy. I nie żartuje. Możecie nie wierzyć, ale tak jest.
Czasem praca się znajdzie- ale jakże dumnie jest pracować przez wiele lat za darmo w systemie dumno brzmiącym słówku "wolontariacie". Bo przecież "Służba" Zdrowia, to służba- jak mawiają wielcy i ustatkowani "Panowie". Przecież po to, żeby za darmo jak przykładna klasa robotnicza, uczyłeś się po nocach i rezygnowałeś z przyjemności przez 7 czy 12 lat. Ku chwale Ojczyzny i za darmo. Bo przecież po tych 5-6 latach, kiedy to rodzice w wieku trzydziestu kilku czy współmałżonek (jeśli takowego dorobisz się w czasie- bo wiadomo z czasem różnie jest), będzie was utrzymywać. To po tych 5-6 latach i zdaniu egzaminu specjalizacyjnego (oczywiście składającego się z kilku części ) może , ale to MOŻE zaczniesz zarabiać godziwe pieniążki. Oczywiście wtedy, gdy faktycznie z 7 dni w tygodniu nie będzie Cię w domu przez 6.
Póki co, moim zmartwieniem na dzień dzisiejszy jest - dostanie się na rezydenturę, a wcześniej pójście na rozmowy kwalifikacyjne ( a raczej umawianie się na nie, upraszanie się o możliwość odbywania w szpitalu, który możliwe, że będzie mieć możliwość otwarcia tam specjalizacji) i zdobyciu tych w kilku miejscach możliwej pracy.... W kilku, bo czasem może okazać się, że jednak znalazł ktoś się inny na twe miejsce.
Co więcej sama nie wiem, jak rozpocząć taką rozmowę lub na nią umówić się z Ordynatorem. Na co - moje odwieczne pytanie i jak???
Nurtuje się i zamartwiam, bo czas leci, a to trzeba jakoś załatwić w czerwcu/lipcu najpóźniej.
Ofert nigdzie nie ma i nie będzie. Znajomości żądnych. Nikt nie chce mnie nigdzie pokierowac. Nigdzie ze staży nie chcą. Tam gdzie miałam nawet jakiś cień pytania o pracę- gdybyście tylko widzieli ich miny! Gdyby dało się zabijać ze wzroku, byłabym już spalona żywcem na stosie w wielkich męczarniach. Nie ma pracy.
Kurwa, wjebałam się w niezłe gówno.
Bo miałam ambicje, bo miałam chęci, bo miałam powołanie. MIAŁAM- tak dobrze czytanie, że jest to czas przeszły. Niestety. Gdybym cofnęła się w czasie - to nie wiem czy bym jeszcze raz, wiedząc jak to będzie podjęła się wyzwania. Nie wiem co bym robiła, ale na pewno nie poszła w taką pracę.
W pracę, gdzie jesteś gnojony. Niszczony. Gdzie nikt nie szanuje Cię- od przełożonego, po kolegów, jak i inny personel czy pacjentów.
Jesteś jak Titanic, podczas pierwszego rejsu.
Toniesz, bez względu na wszystko.

I chyba przez to głównie mam takie nastroje jakie mam. Przez to  sypie się mój organizm, nerwy , jak i życie prywatne.

Bo chyba nie jest to praca marzeń- skoro rano wstając myślę: "oby szybko zleciał dzień w pracy", idąc serce mi kołacze, zerkam nerwowo na zegarek myśląc "jeszcze godzinka". Wracając cieszę się, że koniec. A kładąc się spać "jutro kolejny dzień, qwa".

Nie jest lepiej, jest gorzej.

Czy może Św. Józef znajdzie mi pracę? Hmm, myślę, że i nawet sam Najwyższy w naszym kraju rozkłada ręce.....


Jestem Lekarzem, a nikt nie chce mi dac leczyc....


11 komentarzy:

  1. Problem polega na tym, że nie tylko w Twoim zawodzie jest tak marnie. Znam masę osób pracujących po 10h dziennie za mniej niż najniższa krajowa (zwykle jest do 800-1000zł), żeby tylko jakoś przeżyć. Ty miałaś oszczędności, kupiłaś samochód więc jeszcze nie toniesz - są tacy, którzy nie mają nawet na kołpaki. Przeraża mnie perspektywa życia w tym kraju. Totalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda, ale są też tacy ( a znam ich znacznie więcej ) że nie marnowali życia i lat młodości na naukę, studiowali "coś" zaocznie , nie mają tylu stresów w pracy,a zarabiają więcej niż ja po 12 latach pracy i rezygnacji z wielu dziedzin. Bawili i używali życia. Owszem nie tonę, póki co mam do pazdziernika pracę, a potem? Nie wiem, masz zawód, nie ma pracy.

      Usuń
    2. Najgorsze jest to, że w tym kraju nie ma zawodu, w którym byłoby lepiej - wszystko zależy od szczęścia w szukaniu pracy...

      Usuń
  2. Ja powiem tak: dla ludzi z Twoim wykształceniem jest praca, ale nie ma płacy. Zapotrzebowanie na lekarzy jest. Ja mam klientkę, która walczy o rentę w ZUS-ie. Okazało się, że w Warszawie nie ma biegłych lekarzy endokrynologów. Wyznaczono jej endokrynologa z Lublina...
    Dziś widziałem Lwa :) Prof. Lwa - Starowicza.
    Nie, nie jestem jego pacjentem. On jest biegłym sądowym, jednym z nielicznych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praca zawsze jest, bo za darmo. Zresztą sam wiesz Piotrze, jak bywa z adwokatami i aplikacjami.
      Owszem nie ma- bo czasem za taką marną kasę nikt tak dużej odpowiedzialności nie chce brac. Co do endokrynologów- jest to specjalizacja deficytowa, ale i tak nie ma przyjęc- okręg zamknięty - tylko swoi. Tak to działa.

      Usuń
  3. Z mojego roku-120 osób, tylko 2, słowem dwie pracują w szkole, w zawodzie. Reszta błąka się to tu, to tam, każdy robi coś innego. Jednym poszczęściło się bardziej innym mniej,. Nie wiem od czego to zależy?
    Kurcze, ciągle mówią,że jest za mało lekarzy, kolejki rosną, a dla nowych pracy nie ma-nigdy tego nie zrozumiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od znajomości- tylko chyba od tego.
      Mało lekarzem - oczywiście, ale przecież MZ zamyka możliwości, a jak nawet daje, to szpitale nie chcą. Tak to już jest. Kolejki są, młodzi są, chcą , ale nikt nie dopuszcza. Bo przecież, żeby czasem pacjent nie poszedł do Ciebie "prywatnie". Powiem tak- system u nas to bzdura.
      Ty tego nie rozumiesz, a ja w tym siedzę i jeszcze bardziej nie rozumie.

      Usuń
  4. Lena, chodzi o to, że jest ograniczona pula pieniędzy na wynagrodzenia lekarzy. I chodzi o to, że wezmą te pieniądze głównie znajomi.
    Co z tego, że jest zapotrzebowanie na lekarzy, skoro nie ma dla nich pieniędzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt za darmo pracować nie będzie. Ostatnio usłyszałam od kolegi- "Po co Policjant ma narażać swoje życie za 2000 zł?" Już chciałam mu powiedzieć- a po co ty bierzesz odpowiedzialność za 1400 zł ? Ciągłą naukę, egzaminy i stresy? Po co leczyć za tyle" Ty masz służyc, a oni co? Krew mnie zalewa gdy słysze takie rzeczy. Mądry, bo Tatuś szef jakiegoś oddziału, to sobie może przebierac i nie martwic się. Bo i tak pracę znajdzie.

      Usuń
  5. Mam w rodzinie osobę, która pracuje w szpitalu jedynie z wykształceniem średnim. Bo tylko tyle wystarczyło w dawnym systemie, aby skończyć liceum i na drugi dzień pójść do pracy jako pielęgniarka. Obecnie ta osoba jest oddziałową. Już dawno powinna być na emeryturze, ale po co? Skoro można blokować miejsce młodszym dziewczynom, które mają wyższe wykształcenie. Współczuję, tego rozgoryczenia, które musisz czuć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, ale pierdzielisz straszne głupoty. Zapraszam w powiat, jest pracy a pracy. Przyjaciółka rodziny od trzech lat nie może znaleźć pediatry na cały etat w POZ. Szpital zatrudnia. Poradnie zatrudniają. Pogotowie chętnie przyjmie. Województwo lubelskie.

    OdpowiedzUsuń